25 stycznia 2010

EURO SPA

Sztuka zarządzania od lat jest czymś prestiżowym. Zarządzać to niczym współtworzyć i nadawać nową drogę. I tak w rzeczywistości jest. Dziś budujemy stadiony, drogi, zagospodarowujemy nieużytki, a wszystko po co? By w 2012 roku oddać klientom Państwo godne podziwu, jakie od momentu przyznania mistrzostw zrobiło milowy krok nie tylko mentalny, ale przede wszystkim urbanistyczny. To on bowiem zabezpieczy przed ewentualnymi wpadkami infrastruktury, logistyki i szeroko pojętego marketingu. Więc budujemy, modernizujemy, wznosimy. A wszystko to ma jeden cel - EURO 2012.
Na ten przykład - Stadion Lecha Poznań, duma wielkopolskich kibiców, bezduszny świadek wielu potyczek, zwycięstw i chwil radości wielkopolskiej piłki. Bułgarska, a na nią 6 - tką, 15 - tką lub 1 - ką. Połowa ulicy Grunwaldzkiej, potem w prawo i jesteśmy... Na wielkim placu budowy. Panowie chyżo wznoszą kolejne sektory i zadaszenia. Wygląda to pięknie i twórczo.
Dajmy na to - powstaje stadion przy Bułgarskiej. Zadaszony niemal całkowicie, z całą infrastrukturą - gastronomia, parkingi, kluby dla rozwijającej piłkarski talent młodzieży, punkty usługowe etc. I nagle nadchodzi oczekiwany 2012! Wszystko jest (dajmy na to) przygotowane na wskroś. Stadion pęka w szwach, biletów brakuje, miasto liczy diengi... I? Tyle.
Po skończonych zawodach w iście polskim stylu kurtyna opadnie, działacze uścisną sobie dłoń, wypiją morze wódki za państwowe pieniądze, świętując organizację "niemożliwego". Będziemy WIELCY. Tak, tylko jak długo.
Mistrzostwa się skończą, szał bieli i czerwieni na stadionach zmieni się w liczenie. Bezwzględne, matematyczne. I pewnie będzie "do przodu...". Co dalej? Zarządca - manager owego (tylko przykładowego) stadionu zbierze laury i kwity z konta. Poleci pewnie w miejsce bez tsunami, trzęsień ziemi, ale ciepłe, gorące niczym atmosfera na stadionie sprzed kilku dni, jakim zarządza. Pula do podziału nie mała. A on wypromował, sprzedał, więc mu się należy. A jakże. A po powrocie z wakacji... Lipa. Brak pomysłu na zmodernizowane miejsce, brak pomysłu na sprzedaż miejsc i boksów, promocję wlkp.  Ale po co mu te pomysły, skoro zbudował, wypromował i...jest? Niech zatem samo żyje, w końcu tu były pamiętne Mistrzostwa Europy 2012! Sianko do sakwy, a promocja niech się dzieje...sama, w końcu Euro było...
I tak drodzy czytelnicy jest w Polsce. O jej, miałem o SPA...Zatem... Sytuacja ma się nader analogiczne! Otóż. Jest Pan X, który ma (po poznańsku mówiąc) bejmy. Buduje córuni salon SPA, co by bidula miała co po szkole tipsiarskiej robić. Pompuje masę pieniędzy na reklamę, no bo córeczka musi na następne białe kozaczki zarobić. I co się dzieje. Owszem, ludzi tłum, bo promocje nie małe, kilku kumpli tatusia przybywa notorycznie z żonami na popołudnia w SPA. Okazuje się, że jest sukces! Interes ruszył. I działa! Niestety o jednym ten najemca - manager zapomina. Że jego zadaniem jest utrzymanie obiektu na wysokich obrotach a nie tylko wzniesienie go nawet na lokalne wyżyny. I..., tyle. Pedicure, manicure jakoś się kręci, ale reszta? Przejadła się, nie sprzedaje się. To już krótko mówiąc gdzieś było. Ważne (tak po polskiemu:)) jest by zgarnąć szmal za promocję i zyski ze szczytu koniunktury (2012). A potem? konto pełne, Bahamy juz zaliczone, więc co mnie obchodzi stadion (u Nas SPA).
Tak niestety jest w branży. Managerowie biorą kokosy za promocje obiektu i za ewentualny szczyt  obłożenia. a gdy już się nachapią, jakoś pomysłów brakuje, nie mają weny, by utrzymać to co w trudach innych wzniesione zostało. Zapominają jednak o jednym. Nie robili tego przedsięwzięcia tylko dla własnej pychy, ale przede wszystkim dla ludzi (kibiców czy jak w drugim przypadku klientów SPA). Nic po tym. Czas zatrudniać nowych, bo tamci już się na(za)robili. Taki jest pomysł na SPA. Zrób, wypromuj na już i...starczy. A jakość? Dajcie spokój, przecież było Euro...