7 sierpnia 2012

Pasja tworzenia, pasja Spa a... pasja zarabiania.


Bardzo trafny neologizm stworzył mój partner branżowy Jacek Głogowski. Powołał do zycia SPASJONATĘ. Osobę z pasją Spa. Tworzenia, pracy, realizacji marzeń. Jedno z najpiękniejszych branżowych określeń jakie ostatnio wychwyciłem. W myśl idei Jacka, śmiało mogę napisać że ja jestem spasjonatem. I chcę tym zarażać. To moje życie, sposób na zarobek, a przede wszystkim na zarażanie innych. Bo Spa to takie uzależnienie od tworzenia i posiadania oraz oferowania czegoś w myśl ideologii wellness. Znam wielu spasjonatów. To głównie młodzi ludzie – kosmetolodzy, kosmetyczki i terapeuci, także recepcjoniści i wspaniali masażyści. Oni mają, zdaje się, wrodzoną pasję tego zawodu i wynoszą ją na co dzień do rangi rytuałów. Niestety ich zarobki powodują, że pasja staje się podobną do tego, co niegdyś mówiło się o freelanserach – kasa? Po co? Przecież ciesz się, że to współtworzysz, wpiszesz sobie w portfolio... I taka jest rzeczywistość. Odkryjmy nieco karty.

Właściciel z wężem w kieszeni.

Inwestorzy stawiają mury, potem doposażają obiekty. Wyszukują najlepsze sprzęty i dobierają linie kosmetyczne. Wydają na to krocie, chodź dla każdego słowo krocie ma inne znaczenie. Potem zastanawiają się jak i kim wypełnić gabinety, kto obsłuży ich Klientów.  A czy nie powinno być odwrotnie? Zaraz do tego wrócimy.
Nie ważne kto, ważna jest sztuka. Dla (z lekka) 80% inwestorów masażysta to masażysta. Przepytają o techniki i papiery a koniec końców i tak zatrudniają osobę najtańszą. Kilka lat temu w jednym z obiektów prowadziłem rekrutację na stanowisko terapeuta masażysta ze specjalnością „kręgosłupową”. Chciałem stworzyć mocny ośrodek day Spa o profilu medi. I zrobiłbym to, gdyby nie wąż, ten z kieszeni znaczy. Rekrutację wygrała, jak Bolt setkę, doktorantka fizjoterapii. Mocna teoretycznie i praktycznie. Zgadnijcie, została zatrudniona? Już pewnie wiecie. Nie miało być dobrze, miało być tanio. Pomysł legł.
Po katastrofalnym błędzie włodarzy obiektu w standardzie 4*, który znam jak włąsną kieszeń, zatrudniono trójkę młodych ludzi z miasta Łodzi. Byli to wspaniali masażyści. Kazano im (bez ich uprawnień) wykonywać zabiegi fizjo i fizykoterapeutyczne! Na ich własną odpowiedzialność. Wykonywali, bo co mieli zrobić. Za kasę mniejszą niż masażysta stricte. Gdy wskutek błędu recepcji jedna z tych osób popełniła błąd i jak stwierdzono „zaniedbała obowiązki” (jak pisałem, jakie nie należały do jej kompetencji!) byłem pierwszą osobą, która kosztem własnego uposażenia powiedziała dość! Wymagano od niej wiele więcej niż miała zapisane w umowie, skarcono jak dojrzałego magistra fizjoterapii, na głodowej pensji masażysty.

Co dalej?

W wielu miejscach słyszymy, że kucharzy nie ma w regionie, terapeuci są do bani i nie chcą dojeżdżać do pracy, że kosmetolodzy żądają 3 tysięcy. Prawda jest, jak zwykle połowiczna. Kucharz byłby, ale nie za 1200 zł na 12h dziennie. Kosmetyczka czy kosmetolog to nie piesek, który za tysiąc złotych będzie produkować milion tipsów na minutę.
Osobna kwestia to zarobki managerów. Ci, mają pracować zazwyczaj za 2000 zł a odpowiedzialność ponosić za wszystkie, w tym marketingowe, błędy inwestora! Krakowski przykład jest najlepszy...
Manager nadmorskiego kompleksu wellness przy hotelowego obiektu „był świetny, ale do papierkowej roboty...” To cytat z uzurpatora – inwestora.
Kochani inwestorzy, jeśli chcecie tworzyć jakość nie możecie oszczędzać na ludziach. Te oszczędności pozwolą wam zaoszczędzić... wpisów w bazie Klientów.

Pracownik ma sprzedawać.

Ta teza jest jasna jak słońce i dla wielu nie tylko oczywista, ale też powielana. Szkoda tylko, że Inwestorzy nie dbają o poziom sprzedażowego wykształcenia swoich terapeutów a wymagają od nich sprzedaży godnej pracownika Nottingham Investment... Zawalają magazyny kosmetykami na granicy daty przydatności, bo dali się przerobić przedstawicielowi producenta, potem pracownik ponosi winę za to, że nie sprzedał bubla z datą ważności na jutro.
Nie tak dawno dobry kolega powiedział mi, że (co się zdarza niezwykle rzadko) manager sprzedał na wesele w resorcie wodę ognista po cenie (uwaga!) restauracyjnej! Zarobił na tym poza samą imprezą ładne złotówki. Co usłyszał od „szefa”? „Ty nic nie zrobiłeś, nic nie sprzedałeś...”

Resorty na wzgórzach i w dolinach...

Generalnie 1600 zł to szał. Nie proś o więcej, bo na twoje miejsce czeka 10 adeptów kosmetyki czy masażu. A i nie zapominaj o CV. Raczej zaciśnij zęby i pracuj, bo przyszły pracodawca doceni ten rozdział w twojej karierze. To standard. Przemiał pracowników jest taki, że czasem terapeuci nie są w stanie zapamiętać imion koleżanek z kosmetyki! Pseudo spa o profilu medycznym (ja nazywam je spa-natoriami) wleką praktykantów do Klienta. Ci za kilka zł za godzinę raz nie mają wiedzy, dwa motywacji by obsłużyć go jak się godzi. Ale co jest ważne? W razie błędu rozliczany będzie ten adept jak weteran.

Kasa, kasa, kasa...

Najważniejszy jest człowiek. Nie tylko mentalnie. Także a może przede wszystkim marketingowo. Trzy filary marketingu usług – to człowiek, człowiek i...człowiek. Wyciskanie jak z cytryny przyniesie tylko brak jej świeżości. Bez pieniędzy nie ma biznesu Spa, ale biznes robi się w oparciu o potencjał ludzki a w polskich Spa wyraźnie o tym zapomniano.
Tworzenie z pasją musi być oparte o zatrudnianie ludzi z pasją. Mury i kosmetyki to drugorzędne czynniki na tym rynku. Zadbajcie o ludzi by Ci mogli zadbać o Wasz biznes. Byście wspólnie mogli nazwać się spełnionymi Spasjonatami.