Pisałem już kiedyś o potencjalnym kliencie, ambitnym człowieku, który prowadził kilka innych biznesów i gdzieś tam zaświtało mu stworzenie pięknego Spa. Poprosił mnie o pomoc. Jak zawsze
jasno mu powiedziałem z czym to się wiąże i jakie są prawidła rynku, które będą też miały wpływ bezpośrednio na niego i jego działalność. Byłbym w stanie poprowadzić tą inwestycję bardzo szeroko i do sukcesu. Ale gość uparł się by pojechać na targi do Krakowa. Elene czy coś... Chciałem obronić go przed tym nagromadzeniem badziewia, sprzedawców marzeń i innych idiotów i pracować z nim osobno, bez tych skrzywionych prawideł i bzdur jakie płyną z prelekcji targowych (większości). Nie udało mi się. Facet pisze do mnie smsa mniej więcej tej treści: Panie Adamie, jeśli branża ma taki poziom jak to wydarzenie, to ja nie włożę w nią nawet złotówki. Zainwestował najpewniej w inny sektor. Czy zrobił dobrze? No przestraszył się, jak każdy myślący, widząc i słysząc to co widział i usłyszał w Krakowie.
Kraków to tylko przykład, osobiście lubię to miasto. Ma ogromny potencjał jeśli chodzi właśnie o inwestycje salonowe. Ma tylko strasznego pecha do inwestorów. Ale być może taka specyfika regionu? Nie wiem...
Nie jeżdżę na te wszystkie targi, prelekcje, wydarzenia bo wg mnie nie ma po co. Ostatnio próbowano mnie namówić do wystąpienia na zbliżającym się Beauty Forum w rodzinnym Poznaniu. No Way! Znam kilku prelegentów którzy występują na tego typu spędach i wiem, że ich potencjał (ogromny) spotyka się ze wzrokiem słuchaczy... A ten wzrok mówi jasno - o czym Ty do mnie rozmawiasz?! Bo Ci co mają coś do powiedzenia giną w gąszczu tych co szczekają by niby pod płaszczykiem prelekcji, czy doświadczenia ... sprzedać sprzęt, lub usługi czy kosmetyki. I tak jest od lat.
Branży potrzebna jest głęboka dedukcja i praca u podstaw. Nie górnolotne nazwy pod którymi kryją się sprzedawcy nie mający nawet pojęcia jak pomóc Ci, byś finalnie na tym rynku zarabiał. Oni chcą zarabiać a Ty - zapomnij.
Apelowałem dwa lata temu by stworzyć pierwszą polską organizację rodem ze spa i wellness, która ożywi merytorycznie rynek, poprawi jakość usług a przede wszystkim pozwoli inwestorom zarabiać na tym konkretne pieniądze. I jaki oddźwięk - ludzie bardziej zainteresowani są zarabianiem na sprzedaży różnych "cudownych" maszyn i mazideł na już, niż zaplanowaniem kilkuletniego planu naprawczego dla rynku.
Powstał już w Polsce instytut spa. Za Wikipedią - Instytut (łac. institutum 'urządzenie') - nazwa różnego typu instytucji, przede wszystkim naukowo - badawczych i dydaktycznych, placówek naukowych.
To typowe wykorzystanie górnolotnych słów, by sieczkę z mózgu zrobić klientom w tym przypadku. Ma nawet więzi z kilkoma prywatnymi uczelniami, które podobnie jak sam instytut robią więcej kaszanki niż polędwicy robić powinny. Sprzątamy po nich i pewnie cieszyć się powinienem bo ich nieudolności powodują, że ludzie dzwonią do nas, piszą maile kwitując je jednym stwierdzeniem - ratunku! Nie cieszy mnie to wcale. Bo praca z klientami, którym ktoś naobiecywał cudów, skasował i... zniknął, jest jak namówienie kogoś na masaż, podczas gdy pierwszy na którym on był skończył się bólem i siniakami.
W piątek spotkałem się z bardzo ciekawą i niesamowicie doświadczoną osobą. Od 30 lat w branży, też podzielającą nasz pogląd pracy u podstaw. Już dziś wiem, że to początek czegoś nowego a potencjał jest jak w bombie wodorowej.
Jeśli nie można od razu skrzyknąć ludzi mających coś do powiedzenia w całym kraju, to trzeba zacząć lokalnie i siać wirus systematycznie.
Zawsze znajdą się uzurpatorzy - organizatorzy bijący jakąś kasę na tego typu wydarzeniach. Zawsze znajdą się też słuchacze wierzący, że bycie na takich eventach nie boli. A boli i to wielu.
Powody? Jest ich najmniej kilka. W tej branży, najmniej w 90% rządzą kobiety do tego zupełnie nieprzygotowane. I nie biję tu w płeć, tylko przypomniał mi się cytat z Bałuckiego :
"Dla kobiety fakty, logika, rozum nic nie znaczą, ona rządzi się uczuciami i kaprysem"
A tu trzeba zacząć ostro myśleć i kombinować. Wyprzedzać i torować drogę innym. Wszyscy wierzący po targach w samosprzedawalność sprzętu na nich zakupionego czy samospłacalność leasingów wstępnie zawartych na takich imprezach obudzą się w mało fajnej rzeczywistości. To rzeczywistość szara, spowita koniecznością spłacania rat,. Jedni zarobili a teraz Ty martw się co zrobić by spłacać. Wtedy już przestaną być Twoimi kumplami z targów. Pojawi się windykator i szybko powie Ci jakie błędy popełniłeś.
Najpierw pomyśl tak - nie co, ale dla kogo robię. Wówczas określisz targety i jazda. Jaką masz specjalność i jak zamierzasz się wyróżnić.
Przechadzanie się po targowych alejkach jest jak chodzenie po sklepie Ikea. I tak musisz iść z ruchem strzałek, albo wypadniesz z kolejki. Pytanie tylko do czego ta kolejka branżowa się rwie. Bo na pewno nie po wiedzę i wyjście z impasu. Raczej rozlicza chore ambicje na drodze do branżowego oczyszczenia, by zasnąć z przeświadczeniem - próbowałem, nie wyszło...