3 listopada 2014

Tak było! Zobacz z czym spotyka się trener na wyjazdach. Praca doradcy od kuchni. Cz. 1 - Jasna strona.

Mniej lub bardziej sentymentalna podróż po tym jak było, gdzie było i z kim było. Czyli szkolenia, doradztwo, audyty salonów kosmetycznych, spa i hoteli od kuchni.



Wszystko zaczęło się od Villi Park w Ciechocinku. Tu, jeszcze na etacie, pierwsze ciekawe treści, procedury pod autorski medical Spa o wyraźnie zaznaczonej specjalizacji. Zebrania grupy medycznej, której miałem przyjemność przewodniczyć. To tutaj zrodził się pomysł przeprowadzenia badań na grupie 214 lekarzy stomatologów, stworzenia pierwszej w Polsce medycznej oferty komercyjnej dla tej grupy zawodowej. Prelekcje, artykuły na ten temat cieszyły się sporym zainteresowaniem. Tak zacząłem kreować nowe jakości medical Spa. Oczywiście, że nie sam. Z tego miejsca pozdrawiam serdecznie przełożonych - właścicieli, dyrektorów hotelu a przede wszystkim byłego dyrektora marketingu i sprzedaży, z-cę dyr. hotelu, Marcina.
Jeszcze w Villi z ogromną przyjemnością podjąłem decyzję (wespół z ówczesnym kierownikiem) o zatrudnieniu trójki masażystów z Łodzi. Tylko, albo aż jeden z nich okazał się wspaniałym fachowcem, pasjonatem. Kreatywny młody łodzianin, który co dzień dokonuje małych cudów. Przenosi świat Spa na zapyziałe salony NFZu. Jest współtwórcą Muungano Academy. Prywatnie mój "brat":)

Lekkość pióra zawiodła mnie pod skrzydła naczelnego poczytnego branżowego pisma Spa Manager, Marcina Pabicha. Kto czyta mój blog wie, że od kilku lat jesteśmy prawdziwymi przyjaciółmi. To taka męska przyjaźń, która przetrwa wszystko.

Tak powoli, jeszcze bez konkretnych planów, ale z marzeniami tworzyła się wokół mnie grupa ludzi, którzy dopingowali do szerszego działania w doradztwie. A że miłością do nowoczesnego marketingu zaraziła mnie żona Anita, to warsztat zawodowy robił się coraz bardziej imponujący.

Pierwsze szkolenia - Kraków, Centrum szkoleniowe Witek.

Do Krakowa wracam z sentymentem za każdym razem. Tu przyjeżdżałem pracując czynnie jako manager w Poznaniu. Popyt był spory. Zatem i... nerwy ogromne! Ręce się trzęsły, głos zanikał a w gardle sucho. Przez pierwsze pięć minut. Salki pełne ludzi, którzy czekali na mnie jako jedynego branżowca, czynnie pracującego na rynku Spa. Moje panele kończyłem często oklaskami na stojąco. Potem wsiadałem w pociąg i pełen optymizmu wracałem do Poznania. Wiedziałem, że mogę i chcę więcej. Z tych szkoleń wyrośli pierwsi klienci i pierwsze zlecenia.

Hotelowe wyjazdy szkoleniowo - naprawcze. Audyty. 

Miesiące mijały a warsztat szkoleniowy robił się coraz większy z tygodnia na tydzień. W 2011 roku gościliśmy między innymi w Hotelu **** Artis w Zamościu. Szkolenie prowadziłem razem z Pabichem. Co za kulisami bardzo zaskoczyło to... cena chleba. Gdy wyjeżdżałem z Poznania bochenek kosztował jakieś 2,50 zł. W Zamościu 1,30 zł. Poznaliśmy tam wspaniałą, piękną kobietę, Panią Agnieszkę, managera Spa, którą szkoliliśmy. Mądra, pomysłowa. Ze wspaniałym podejściem do pracy i ludzi.
Sam hotel ciekawy, był akurat w trakcie inwestycji - powiększano go o około 3500 m2 strefy wellness. Jedyne co pozostawiło troszkę niesmaku to... kurczak. W dzień wyjazdu zamówiłem pół kurczaka po staropolsku. Dotarł po ponad 1,5 h kompletnie skamieniały. Ale frytki przednie.

Zaskoczyło mnie Spa w hotelu w Radziejowicach. Pomieszczenia pooddzielane parawanami jak w Indiach, hałas urządzeń wkradający się z zabiegówki do masażu. Bez jakiejkolwiek kontroli. Właściwie określiłem to jak sanatorium, tylko z ładniejszymi wnętrzami. Tu poznałem osobę desygnowaną na szkolenie, która miała być managerem. Nic z tego nie wyszło.

Do Mielca trafiliśmy z dnia na dzień. Właścicielka napisała, że na cito potrzebują pomocy. Był wieczór. Następnego dnia popołudniu byliśmy już na miejscu. Sporo pracy, dwa szkolenia, konsultacje. Kadra na początku strasznie znudzona, bo tematykę obsługi klienta przerabiali już wielokrotnie. Jak się okazało nieskutecznie. Wspaniałe jedzenie. Zostaliśmy przyjęci na prawdę godnie. Do otwarcia Spa zostało około miesiąca. Praca pracą, ale w Mielcu spotkaliśmy się z typowo polskim przyjęciem. Wieczorem, po całym dniu pracy sami właściciele zaprosili nas do klubu. Jedzenie, nieco wody ognistej, bowling. Wspaniała zabawa, która pozwoliła nam przełamać lody z pracownikami, którzy w kilku przypadkach byli nieźle wystraszeni. Bali się nas. Ponoć szczególnie mnie. Strach legł razem z zakończonym wieczorem a więzi pozostały i praca poszła już zupełnie inaczej. Lepiej znaczy. Kolejny raz przyjechaliśmy już na otwarcie Spa. Huczna impreza z włodarzami miasta, wpływowymi osobami ze specjalnej ekonomicznej strefy. Miałem przyjemność oprowadzać dziesiątki gości po nowo otwartej części Spa, opowiadając o misji, różnicach i wizji. Pabich w tym czasie prowadził degustację wina. Były pokazy, tańce do białego rana, mnóstwo przesmacznej strawy. Nawet ja zatańczyłem z żoną kilka razy, mimo to że poziom mistrzowski osiągnąłem tylko w Tangu wyrwij mi obojczyk. Spa otwarte, zatem wracamy. Przez Kraków, by kilka chwil odpocząć...

Pamiętam trzy szkolenia w Poznaniu. Znaczy pamiętam wszystkie, ale te były dla mnie wyjątkowe, z  jakże różnych powodów... W jednym m.in. uczestniczyła cicha, spokojna i (tak się zdawało) mało przebojowa kursantka z Wisły. Dostała propozycję poprowadzenia Spa w ***hotelu, więc przyjechała dowiedzieć się jak to się robi. Trener widzi zazwyczaj potencjał w ludziach szkolonych. Tu myślałem, że przyjedzie posłucha i wyjedzie. I tyle. Jakże się myliłem. Bożena Kubień, bo o niej mowa to do dziś moja ulubiona kursantka, ambitna, przebojowa z całym ogromem pomysłów. Walczy non stop z wszechobecnym rozdawnictwem, chce kreować markę za solidne pieniądze. Mądra, bystra kosmetyczka. Serdecznie pozdrawiam!

Drugi przykład, mniej przyjemny... 17 h szkolenia przede mną a ja budzę się z jelitówką. Odwołać się nie dało, bo uczestnicy m.in z Bytomia już zaparkowali w poznańskich hotelach. Szkolenie wypadło mimo wszystko świetnie. Pot lał mi się po plecach, bladość mieszała się z zawrotami głowy. Dałem radę. Kursantki zadowolone. Ja wyzdrowiałem.

Wielkie wrażenie zrobiła na mnie grupa z marcowego szkolenia też w Poznaniu. Grupa niewielka, ale bardzo, bardzo ciekawa. Agnieszka z Irlandii z ***** hotelu -  ze wspaniałym serduchem do walki. Damian z Francji - tak dowcipny jak niepokorny. Właściciel dwóch obiektów. Madame la Mode - cudotwórczyni z małego Kawkowa na Warmii. Elegancka, doświadczona i chętnie dzieląca się swym doświadczeniem Honorata - poznanianka, od prawie 30 lat w branży. To tak w skrócie o uczestnikach, ale cała grupa jak marzenie. Rozmowy nie do końca oficjalne na tarasie zostawię sobie :)

Kiedyś w Nowym Sączu szkoliłem całą kadrę nowo powstającego Spa przy **** hotelu. Pominę samo szkolenie, bo było bardzo dobrze odebrane. Ale co mnie zaskoczyło - właściciele. Wspaniali ludzie. Po pracy pojechaliśmy razem do Krynicy, całe godziny rozmów, dopinania kwestii w niesamowicie rodzinnej atmosferze. Wspólne lunche i kolacje, czasem kufel miejscowego piwa. Tam też poznałem współinwestora Jakuba Ślagę. Młody pasjonat, już posiadający doświadczenie w dużej marce w Bukowinie Tatrzańskiej. Ta znajomość też przetrwała do dziś, mimo, że w opinii po szkoleniu Kuba napisał, że rozwaliłem na dzień dobry jego autorytet. Potem dowiedziałem się, że przez te słowa zaczął działać inaczej, zawsze pozostając tym samym pasjonatem. Udało się.

W Olchowej też byliśmy z Marcinem Pabichem. Szkolenie kadry hotelu i Spa wypadło bardzo ciekawie. Ale skoro ma być od kuchni, to będzie dosłownie. Szef kuchni jakieś 33 lata, jeśli dobrze pamiętam jego prawa ręka lat ze 30. To co te chłopaki robią w Hotelu *** Senator Gran Via, marzy się wielu restauratorom w stolicy! Ja zapamiętałem chyba wszystko co w przerwach jadłem. Tatar skrawany po mistrzowsku, krem z borowików (od tych borowików pachniało przed obiektem!), nawet proste wydawałoby się frytki smakowały cudownie.
Sama kosmetyka kameralna, wspaniali pracownicy od recepcji po wówczas zarządzającego Marcina Nyzio - managera - pozytywnego pracoholika. Marcin dziś mieszka i realizuje się w NYC, ale nasza pozytywna znajomość przetrwała.

Nie sięgając daleko pamięcią, wrócę do Warszawy, do początku 2014 roku. Radość mieszała się z tremą, ponieważ uczestniczka tegoż indywidualnego szkolenia, brała  już udział w szkoleniu prowadzonym przeze mnie przed laty. Właścicielka marki day Spa wydawać by się mogło branżowo osiągnęła już wyżyny. Ma wierne klientki, ma plany i ambicje. Trzeba było poszukać innych rozwiązań które przykują do marki She uwagę, zmienią jej oblicze, otwierając się na grupę zupełnie nowych klientów. I tak w mej głowie powstał autorski program By Amazonka była Amazing! Tu odeszliśmy od kanonu typowych metamorfoz. Chcieliśmy iść dalej i dać więcej -  wpłynąć na życie Amazonek - kobiet i tak już doświadczonych negatywnie przez życie. Bo kosmetycznie to można zmienić każdego. Tu chodzi o coś więcej. Mimo, że właścicielka i manager nieco inaczej zrozumieli budowanie taj akcji, cieszę się że z mojego pomysłu zrodziła się taka idea.

c.d.n..